Mam kolegę z Porto, którego poznałam 5 lat temu. Jedyne co wtedy zapamiętałam z jego opowieści o kraju, to „w Portugalii kradną”. Nie wiem dlaczego zrobił taką reklamę swojej ojczyźnie. Po moim pobycie w Porto myślę, że chciał ten skarb zostawić dla siebie🙂
Zachód słońca
Nigdy nie zapomnę pierwszego dnia w tym mieście. Szczególnie zachodu słońca w parku Jardim do Morro. Nie wiem, czy kiedykolwiek wcześniej wzruszył mnie jakiś widok, a już na pewno nie w mieście. Kurczę, nawet w moich ukochanych Włoszech tak nie miałam. I jeszcze Pan, który grał na gitarze robił taki klimat, że mam ciarki na samo wspomnienie.
Już odkąd wylądowaliśmy, uśmiech nie schodził mi z twarzy. Na każdym rogu jakaś kawiarnia, do której miałam ochotę wejść. Co tu dużo mówić. Nie rozczarował mnie żaden dzień w tym miejscu. Jest jednak kilka aspektów, które chciałabym podkreślić, żeby wytłumaczyć, dlaczego północ Portugalii to dla mnie odkrycie
Most Luisa
O widokach już wspomniałam. Ale jeśli miałabym wskazać ulubione miejsce, to byłby to most Luisa. Nigdy w życiu nie byłam na wyższej konstrukcji, przez którą można przejść. Miałam ochotę zatrzymywać się na każdym kroku, żeby podziwiać to co widzę. Myślę, że jest to bardzo romantyczne miejsce. Nawet pomimo ogromnej ilości osób, którą tam zawsze widziałam. No i właśnie przez ten most musisz przejść, żeby dostać się na polecany wyżej zachód słońca.

Ludzie
Kolejny aspekt to po prostu Ludzie. Wszyscy są super mili. Na przykład spotkała nas taka sytuacja:
W czasie kiedy tam byliśmy, obowiązek noszenia maseczek był traktowany bardzo poważnie. Zarówno w pomieszczeniu zamkniętym, jak i na powietrzu, gdy nie można było zachować dystansu społecznego. Za nieprzestrzeganie tych obostrzeń były duże kary. Jednego dnia wyszliśmy na metro, a J. zapomniał maseczki. Nie było jak się wrócić, bo już byliśmy spóźnieni. Dlatego J. wziął mój sweterek i obwiązał się nim tak, żeby mieć zakryte usta i nos.
Metro ruszyło i nagle jakaś Pani zaczyna coś do nas mówić po portugalsku. My na to: „English?”. Ona tylko kręci głową, sięga do torebki i wyciąga kosmetyczkę, pełną nowych maseczek. J. wyciąga sobie jedną i dziękuje, pytając ile się należy. Pani nie zrozumiała, więc ja pytam „euro, euro?”. Ona z oburzeniem kręci głową. Dziękujemy raz jeszcze, a ona życzy nam miłego dnia z uśmiechem na ustach. No więc tak, zrobiła to po prostu z dobroci. Taki mały gest, a my mieliśmy lepszy humor do końca dnia. Jeszcze jedna rzecz odnośnie Portugalczyków, to fakt, że w każdej restauracji, kawiarni, czy dworcu dogadasz się po angielsku. Byłam zaskoczona, jak dobrze władają tym językiem. Co znacznie ułatwia całą podróż.
Vino Verde

Na koniec nie omieszkam wspomnieć o bardziej materialnej rzeczy. O trunku, który mnie zaskoczył i sprawił, że jeszcze bardziej spodobało mi się w Portugalii. A mowa o Vino Verde, czyli zielonym winie. Czy wiedziałaś/wiedziałeś, że coś takiego istnieje? Ja nigdy wcześniej nawet o nim nie słyszałam. Oczywiście winko nie ma koloru zielonego. To nazwa regionu i odniesienie do czasu zbierania winogrona. To bardzo młode, lekkie wino i nie nadaje się do przechowywania. Za to jest świetne do spożywania, zwłaszcza w ciepłe dni. Jest nieco gazowane, ale to taki naturalny gaz, pochodzący z fermentacji. Nie ma więc nic wspólnego z szampanem. Po szampanie boli głowa, a po Verde nie. Bardzo żałuję, że nie zdążyłam odwiedzić tego regionu. Miałam okazje jedynie podziwiać widok z daleka, jadąc autem. Może uda się wrócić. Może następnym razem nocleg w jakiejś winnicy? To jest myśl🙂
No dobrze, koniec moich zachwytów! Czy zachęciłam Cię choć trochę do odwiedzenia północy Portugalii? A może już miałaś/miałeś te miejsca na swojej bucket liście?